wtorek, 27 lutego 2018

FEMINISTKA

 Jak sięgnę pamięcią w lata, kiedy Polski jeszcze nie było a ja już byłam i zażywałam uroków dzieciństwa, to chyba zawsze byłam "feministką" chociaż wtedy nie używano tego określenia. Nie tolerowałam żadnych kokard we włosach. Miałam je przez chwilę po założeniu po czym je zręcznie ściągałam. Pamiętam, że nie znosiłam słodkich sukieneczek z koroneczkami i falbaneczkami , zresztą nie znoszę ich do dzisiaj. Lubiłam kolory zdecydowane, chociaż w czasach mojego dzieciństwa nie było wcale tak bardzo kolorowo jak teraz. Wyjątek stanowiły letnie sukienki w kropki albo kwiatki. Na szczęście poza niemowlakami nie ubierano wtedy dzieci w słodziutkie , cukierkowe róże (można zwymiotować) ani błękity bo czasem przeszywało się ubrania po starszym rodzeństwie, matkach, ciotkach i babkach a one takich kolorków nie nosiły.
Nadganiam kolorami teraz bo lubię być kolorowa i widoczna , ale zdecydowanymi. Jako dziewczynka nie znosiłam zabawy lalkami . Każdą nową lalką bawiłam się dosyć krótko i przeważnie tylko podczas wizyty koleżanek. wolałam młotki, śrubokręty, obcęgi, patyki, druty i śrubki. Jestem jednak zdecydowanie kobieca, a nie jakimś babochłopem o co oskarżają feministki ich przeciwnicy. Nie nienawidzę też mężczyzn. Wprost przeciwnie. Uwielbiam facetów miłych, delikatnych i uśmiechniętych, choć męskich, domytych i pachnących dobrą wodą po goleniu. Natomiast ukończyłam studia i studium podyplomowe, nigdy nie zwisałam na żadnym męskim ramieniu "bo jestem taka mala" , najwyżej w tańcu. Pracowałam i samodzielnie wychowywałam dzieci,sama kierowałam swoją karierą zawodową.Uważam, że kobiety powinny mieć równorzędny z mężczyznami dostęp do wszystkich stanowisk zawodowych i politycznych oraz takie samo wynagrodzenie jak mężczyźni na tych stanowiskach. Lubię siebie, działam społecznie i w polityce, znam mnóstwo wspaniałych , równie jak ja samodzielnych życiowo i zawodowo kobiet które lubię i cenię. Czy to, że potrzebujemy mężczyzn żeby zwisać na nich jak kobiety-bluszcze oznacza, że należy nami pomiatać i opluwać bo, w pojęciu seksistowskich kretynów i kretynek, nieudaczników zawistnych i złośliwych, jesteśmy babochłopami i lesbijkami? A gdyby któreś z nas nawet były, to co ? Lepsze to niż ktoś hetero kto tłucze rodzinę!
Jest jednak coś co mnie okropnie denerwuje i moim zdaniem, nie ma nic wspólnego z feminizmem. To zmiana na siłę rzeczowników z rodzaju męskiego na żeński. Jako filologa bardzo mnie to irytuje. Filolożka, psycholożka. ministra, a ostatnio w metrze, na plakacie "Warszawa nie boi się uchodźców" obok pani, sądząc po ubraniu uczestniczki Powstania Warszawskiego, przeczytałam ze zgrozą "powstańczyni" ! I co będzie "magistra" zamiast "magister", "kierowczyni" zamiast "kierowca" (w może lepiej kierownica?) i "inżynierka" zamiast "inżynier" ? No chyba jest jakaś granica tworzenia neologizmów ? Stanowczo wolę jak ktoś o mnie mówi tłumacz czy filolog. Nie jestem przez to i nie czuję się ani odrobinę mniej kobieca. Rzeczowniki z końcówką - lożka (filolożka) kojarzą mi się nieodparcie z papużką falistą. 
Pozdrawiam wszystkich w tym Koleżanki Feministki, jak ja. Filolog i tłumacz choć baba   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz