Myślę,
że najwyższy czas na oderwanie się od spraw denerwujących, smutnych, poważnych, niepoważnych i napisanie o świętach, które są
obchodzone niemal pod każdą szerokością geograficzną czyli o świętach
Bożego Narodzenia.
Święta Bożego Narodzenia były to zawsze, podobnie jak teraz,
święta uroczyste i radosne, nazywane często "świętami dzieci". Te
święta są teraz kolorowe, czerwono-złoto-zielone, chociaż nie zawsze były takie
w Polsce. Właściwie już po 1 listopada pojawiają się dekoracje świąteczne,
bardzo piękne, kolorowe, oświetlone. W dzieciństwie oglądałam takie dekoracje tylko
na zagranicznych świątecznych widokówkach.
Krakowie,
gdzie się po wojnie urodziłam już od 6
grudnia, na Mikołajki ustawiano na Rynku Głównym kramy z ozdobami choinkowymi,
zabawkami, szopkami. Tam mama kupiła pudełko czy dwa przedwojennych bombek na
choinkę. Przecież w Warszawie wszystko się spaliło. Ozdoby choinkowe, książki
dziecinne, zabawki ocalały w miastach które aż tak nie ucierpiały jak Warszawa.
Teraz ogromne choinki stawiane są w różnych
punktach miast. Wszędzie kolorowe, świątecznie ubrane, oświetlone wystawy. Na
wielu ulicach i placach miast świąteczne kramy z upominkami, przysmakami,
słodyczami.
W Warszawie największa choinka ustawiana jest zwykle na Placu
Zamkowym, na Starym Mieście. W polskich miastach i miasteczkach latarnie
przybierane są różnymi świątecznymi ozdobami wykonanymi z lampek i bombek. Na
warszawskich ulicach oprócz ozdobionych latarni ustawiane są choinki, a
na chodnikach świecące, różnokolorowe "bożonarodzeniowe
rzeźby". Wygląda to naprawdę pięknie i bardzo romantycznie. Wiem, że
takimi świetlnymi ozdobami już od dawna ubierane są w okresie Bożego Narodzenia
i Nowego Roku prawie wszystkie miasta na świecie, ale w Polsce, za tak zwanej
komuny, mogliśmy coś takiego oglądać tylko na zdjęciach "ze świata".
Teraz sami też możemy się cieszyć z bożonarodzeniowych dekoracji.
W moim domu był zwyczaj robienia w domach "zabawek na
choinkę", z kolorowych papierów, bibułek, sreberek, słomek, koralików,
cienkiego, miedzianego drutu, wydmuszek z jaj, barwionych skorupek od orzechów,
kasztanów czy żołędzi. Teraz w każdym papierniczym sklepie aż regały się
uginają od kolorowych różnokolorowych papierów, bibułek i krepiny, od naklejek,
srebrnej i złotej samoprzylepnej folii. Można kupić farbowane piórka, słomki,
koraliki. Można też kupić wspaniałe zabawki na choinkę ale to nie to samo co
zrobione własnoręcznie.
Kiedy
byłam dzieckiem przez cały rok zbierałam te wszystkie "skarby". Nawet
kolorowe papierki po cukierkach, szczególnie takich, które ktoś dostawał w
paczkach z zachodu. Były błyszczące i miały piękne kolory. Potem całą rodziną siadałam wieczorami wokół
okrągłego stołu i wspólnie robiłam zabawki. Babcia, Dziadek, Mama i ja. Rozmawialiśmy
i śmieliśmy się. Dziadek czytał różne wesołe książki a my cięłyśmy, kleiłyśmy i
zaśmiewałyśmy się z min robionych podczas czytania przez mojego dziadka.
W
niektórych regionach Polski zawsze istniała tradycja robienia kolorowych
zabawek choinkowych i ozdób domów. W Krakowie dotąd przetrwał zwyczaj robienia
wspólnie, przez całe rodziny, słynnych szopek krakowskich.
Kiedy byłam mała nie było tak kolorowo jak teraz, ale za to zimy
były mroźnie i śnieg skrzypiał pod nogami. Nawet w miastach dzieci ciągnęło się
na sankach a zamiast dorożek czasem jeździły sanie zaprzężone w konie. To było
możliwe bo nie było takiej ilości samochodów. Zawsze coś jest za coś.
Nigdy nie dałam się nabrać na Mikołaja.
Zawsze podobno „był przed chwilą, ale się spieszył” więc prezenty zostawiał
ułożone pod choinką. Kiedy raz mama próbowała mi zrobić przyjemność i Mikołaja
udawał mąż naszej sąsiadki , miałam może 4 lata, zapytałam dlaczego św. Mikołaj
ma białą brodę a pod czapką ciemne włosy a w dodatku kożuch pani sąsiadki .
Niedługo po wojnie nie było mowy o
specjalnych, tradycyjnych strojach św. Mikołaja, chyba, że były to imprezy
oficjalnie. Na użytek domowy każdy się przebierał jak mógł, najważniejsze były
siwa broda i czapka i pastorał.
Teraz jest inaczej, może łatwiej i bogaciej, ale czasem ogarnia
mnie przedświąteczna nostalgia bo wielu moich bliskich już odeszło, każdy pędzi
w swoją stronę i czasem nawet nie siadamy wspólnie do Wigilii bo ktoś gdzieś wyjeżdża korzystając z kilku świątecznych wolnych dni, więc nie spotykamy
się podczas świąt...