poniedziałek, 3 grudnia 2018

ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA




 Myślę, że najwyższy czas na oderwanie się od spraw denerwujących, smutnych,  poważnych, niepoważnych  i  napisanie o świętach, które są obchodzone niemal pod każdą szerokością geograficzną czyli  o świętach Bożego Narodzenia.
     Święta Bożego Narodzenia były to zawsze, podobnie jak teraz,  święta uroczyste i radosne, nazywane często "świętami dzieci". Te święta są teraz kolorowe, czerwono-złoto-zielone, chociaż nie zawsze były takie w Polsce. Właściwie już po 1 listopada pojawiają się dekoracje świąteczne, bardzo piękne, kolorowe, oświetlone. W dzieciństwie oglądałam takie dekoracje tylko na  zagranicznych świątecznych widokówkach.
Krakowie, gdzie się po wojnie urodziłam  już od 6 grudnia, na Mikołajki ustawiano na Rynku Głównym kramy z ozdobami choinkowymi, zabawkami, szopkami. Tam mama kupiła pudełko czy dwa przedwojennych bombek na choinkę. Przecież w Warszawie wszystko się spaliło. Ozdoby choinkowe, książki dziecinne, zabawki ocalały w miastach które aż tak nie ucierpiały jak Warszawa.
 Teraz ogromne choinki stawiane są w różnych punktach miast. Wszędzie kolorowe, świątecznie ubrane, oświetlone wystawy. Na wielu ulicach i placach miast świąteczne kramy z upominkami, przysmakami, słodyczami. 
     W Warszawie największa choinka ustawiana jest zwykle na Placu Zamkowym, na Starym Mieście. W polskich miastach i miasteczkach latarnie przybierane są różnymi świątecznymi ozdobami wykonanymi z lampek i bombek. Na warszawskich ulicach oprócz ozdobionych latarni ustawiane są choinki,   a na chodnikach świecące, różnokolorowe  "bożonarodzeniowe rzeźby". Wygląda to naprawdę pięknie i bardzo romantycznie.  Wiem, że takimi świetlnymi ozdobami już od dawna ubierane są w okresie Bożego Narodzenia i Nowego Roku prawie wszystkie miasta na świecie, ale w Polsce, za tak zwanej komuny, mogliśmy coś takiego oglądać tylko na zdjęciach "ze świata". Teraz sami też  możemy się cieszyć z bożonarodzeniowych dekoracji. 
    W moim domu  był zwyczaj robienia w domach "zabawek na choinkę", z kolorowych papierów, bibułek, sreberek, słomek, koralików, cienkiego, miedzianego drutu, wydmuszek z jaj, barwionych skorupek od orzechów, kasztanów czy żołędzi. Teraz w każdym papierniczym sklepie aż regały się uginają od kolorowych różnokolorowych papierów, bibułek i krepiny, od naklejek, srebrnej i złotej samoprzylepnej folii. Można kupić farbowane piórka, słomki, koraliki. Można też kupić wspaniałe zabawki na choinkę ale to nie to samo co zrobione własnoręcznie.   
Kiedy byłam dzieckiem przez cały rok zbierałam te wszystkie "skarby". Nawet kolorowe papierki po cukierkach, szczególnie takich, które ktoś dostawał w paczkach z zachodu. Były błyszczące i miały piękne kolory.  Potem całą rodziną siadałam wieczorami wokół okrągłego stołu i wspólnie robiłam zabawki.  Babcia, Dziadek, Mama i ja. Rozmawialiśmy i śmieliśmy się. Dziadek czytał różne wesołe książki a my cięłyśmy, kleiłyśmy i zaśmiewałyśmy się z min robionych podczas czytania przez mojego dziadka.
W niektórych regionach Polski zawsze istniała tradycja robienia kolorowych zabawek choinkowych i ozdób domów. W Krakowie dotąd przetrwał zwyczaj robienia wspólnie, przez całe rodziny, słynnych szopek krakowskich.
     Kiedy byłam mała nie było tak kolorowo jak teraz, ale za to zimy były mroźnie i śnieg skrzypiał pod nogami. Nawet w miastach dzieci ciągnęło się na sankach a zamiast dorożek czasem jeździły sanie zaprzężone w konie. To było możliwe bo nie było takiej ilości samochodów. Zawsze coś jest za coś.
      Nigdy nie dałam się nabrać na Mikołaja. Zawsze podobno „był przed chwilą, ale się spieszył” więc prezenty zostawiał ułożone pod choinką. Kiedy raz mama próbowała mi zrobić przyjemność i Mikołaja udawał mąż naszej sąsiadki , miałam może 4 lata, zapytałam dlaczego św. Mikołaj ma białą brodę a pod czapką ciemne włosy a w dodatku kożuch  pani sąsiadki .
      Niedługo po wojnie nie było  mowy o specjalnych, tradycyjnych strojach św. Mikołaja, chyba, że były to imprezy oficjalnie. Na użytek domowy każdy się przebierał jak mógł, najważniejsze były siwa broda i czapka i pastorał.
     Teraz jest inaczej, może łatwiej i bogaciej, ale czasem ogarnia mnie przedświąteczna nostalgia bo wielu moich bliskich już odeszło, każdy pędzi w swoją stronę i czasem nawet nie siadamy wspólnie do Wigilii bo ktoś gdzieś wyjeżdża korzystając z kilku świątecznych wolnych dni, więc nie spotykamy się podczas świąt...   

APELUJĘ, NIE RÓBMY KRZYWDY PiSowi !



     Zbliżają się wybory do Parlamentu Unii Europejskiej i zaczyna się kampania wyborcza. Czołowi i drugoplanowi politycy PiSu uważali dotąd, że flaga UE to „szmata”, że będzie chwilowo wynoszona, że UE to wyimaginowana wspólnota, że jesteśmy pod zaborami państw Unii Europejskiej. Wszystkie ważniejsze uroczystości odbywały się bez flagi UE. Wyjmowano ją i wieszano tylko wtedy, kiedy przyjeżdżała Komisja Wenecka albo Pan Frans Timmermans czy inne osobistości UE . Kilka razy spalono flagę unijną i nikt nie poniósł za to kary! Polska głosowała 27:1 kiedy wybierano Pana Donalda Tuska na następną kadencję bo władza nie znosi i nie poważa Donalda Tuska, tak samo jak Lecha Wałęsy, chociaż poważa ich cały świat . 
     Nagle flagi UE powróciły na miejsce, co było widać na konwencji byłej pani premier. Wszyscy członkowie i działacze PiS nienawidzą UE , chociaż czołowe postacie nagle wylewnie ją kochają bo liczą na intratne stanowisko w Europarlamencie. Te same osoby, które jawnie eksponowały swoją nienawiść do UE nagle chcą kandydować do Europarlamentu.
      Podziwiam ich poświęcenie dla ukochanej Ojczyzny, ale NIE RÓBMY IM KRZYWDY I NIE GŁOSUJMY NA NICH W WYBORACH DO EUROPARLAMENTU !Po co mają się stresować pracą w miejscu i organizacji, której nie lubią a nawet nienawidzą, wśród ludzi których mają za nic i których nie szanują !? A codzienne urzędowanie w otoczeniu porozwieszanych wokół „szmat” jak nazywano flagi unijne może ich doprowadzić do załamania nerwowego albo czegoś gorszego.

poniedziałek, 29 października 2018

PRAWO DO GŁOSOWANIA



     Jesteśmy w Polsce tuż po wyborach samorządowych. W niektórych miejscowościach za kilka dni odbędzie się druga tura tych wyborów. PiS jak zwykle, starym zwyczajem, poniesioną w wielu miejscach klęskę przekuwa sprytnie w zwycięstwo.  Już kiedyś, przed ostatnimi wyborami prezydenckimi, kiedy na nasze  nieszczęście wygrał Andrzej Duda,  pisałam o udziale Polonii w wyborach. Dziś sprowokował mnie Piotr Sumarczyński, zbulwersowany wypowiedzią pani red. Elizy Michalik, która na wieść, że PiS chce  mieć kilku więcej senatorów z Polonii postawiła pytanie czy w ogóle Polonusi mieszkający dłużej niż 5 lat za granicą powinni głosować.
    Muszę się przyznać, że wściekła na to, że tak wiele osób z Polonii Amerykańskiej głosowało na Andrzeja Dudę i tak go serdecznie witało, niemal nosiło na rękach też napisałam wtedy, żeby ten, kto siedzi za granicą nie decydował, kto powinien być naszym prezydentem. Napisałam to w złości, pewnie zauważyliście czytając moje posty, że jestem impulsywna. Jednak  zastanowiłam się, że pewnie wśród Polonii jest taki sam procent ciemnych, głupich osobników i głosują ich tak, jak ich ciemni polscy ziomkowie : na PiS , który łamie Konstytucję , łamie prawo, niszczy Polskę i Polaków, rzuca dużo obietnic ale większość  bez pokrycia.  
    Zmieniłam zdanie kiedy przypomniałam sobie, że oprócz mieszkańców „Jackowa” głosujących na PiS byli przecież jeszcze tacy emigranci jak profesor Zbigniew Brzeziński niezwykle zasłużony dla Polski, pracownicy Radia Wolna Europa, twórcy i pracownicy Paryskiej Kultury, pisarze, malarze, poeci, dziennikarze a każda z tych osób, jak pięknie napisał Piotr Sumarczyński, nosząca Polskę w sercu.
    Tak głosujcie, przegłosujcie przy następnych wyborach prezydenckich tych z „Jackowa”.  Wiem, że Wy też martwicie się o Polskę  i macie świadomość tego, co się tutaj dzieje i co wyprawia z Polską PiS. Oczywiście nie są nam potrzebni tacy senatorowie którzy mówią bardzo łamaną polszczyzną, piszą jeszcze gorzej, siedzą głównie w Stanach a ich dzieci nawet nie znają języka polskiego. ,ale tacy, jak pan profesor Zbigniew Brzeziński tak. Pamiętam, że pan profesor Brzeziński zawsze mówił pięknie po polsku. Znam wiele innych osób od lat mieszkających za granicą a jednak mówiących i piszących pięknie po polsku.
     Otworzyłam konto na FB z samotności po śmierci męża. Emerytka - singielka, dzieci dorosłe, wnuków brak. Tymczasem moja obecność na FB zmieniła się w walkę opozycyjną do rzekomej „dobrej zmiany” oczywiście. Wśród 3200 moich znajomych na FB przynajmniej 1/3 to osoby, które mieszkają za granicą, wszyscy świetnie zorientowani jeżeli chodzi o sprawy polskie i tak jak ja walczące z tą patologią. Mam stały, niemal codzienny  kontakt z Beatą Bojar, Anią Skrzypek, Krysią Kierebinski, Krystyną Trauth, wspomnianym już Piotrem Sumarczyńskim, Renatą Hombesch, Anetą Maciejewską, Peterem Dabrowskim, Marią Szmid, Elisabeth Dumaulin, Ewak Ra, Markiem Lechowiczem, Zbyszkiem Świrskim, Andrzejem Niemczukiem, Wojtkiem Pytkowskim, Urszulą Jolantą Korpal-Daszko, Ewą Zaluski, Barbarą Bailemann, Anną Krasowską, Jadwigą Hafner, Bartkiem Hlebowiczem, Katarzyną Wesołowską, Piotrem Jassem , Kasią Noga, Vandą Doleżalovą Januszem i Magdaleną Walkowiak. Wszyscy żywo interesują się polskimi sprawami , są na bieżąco, starają się wspierać choćby radą. Jesteśmy w wielu wspólnych grupach, dyskutuję z nimi na FB więc wiem.  Wielu z nich jeździ wiele mil czy kilometrów żeby dotrzeć na głosowanie do polskiego konsulatu jeżeli ma prawo głosować. Dlatego, jeżeli ktoś czuje się Polakiem choć mieszka gdzieś tam i ma prawo głosować  to niech głosuje. Tylko ci świadomi i zorientowani powinni nieco uświadomić tych niezorientowanych chociaż to ciężkie zadanie. My w Polsce też mamy z tym ogromny problem.
     Wybaczcie proszę, jeżeli kogoś pominęłam, bo jak widzicie nie jestem przy tej ilości znajomych wymienić wszystkich. Jestem wdzięczna, że interesujecie się Polską , że nas wspieracie, że często poddajecie niezłe pomysły. Przyznam się że czasem często zazdroszczę, ze mieliście odwagę i zdecydowaliście się w odpowiednim momencie na emigrację. Ja tej odwagi niestety nie miałam a teraz na taką decyzję jest za późno.  Wszystko ma swoje dobre i złe strony.

NACJONALIZACJA MEDIÓW

Kochani! w swoim życiu niejednej rzeczy byłam świadkiem, niejedno widziałam i słyszałam. Jak wiem z przekazów ustnych dotyczących różnych historii moich Przdziadków, Dziadków i Rodziców a i z tego co sama pamiętam, były różne okresy cenzury a to carskiej, a to stalinowskiej i poststalinowskiej, a to jak widać mamy cenzurę pisowską, chociaż wmawia się w nas, że tak naprawdę dopiero PiS zadbał o naszą wolność i demokrację. Moje praprababki przewoziły zaszytą w sukniach bibułę z zaboru do zaboru, albo korespondencję w obcasach eleganckich sznurowanych bucików. Uczyły się też wielu rzeczy na pamieć, jak wierszy. Za Niemców też były różne sposoby przekazywania wiadomości, rozkazów i ulotek. Wiersze polskich poetów były rozprowadzane w odręcznych odpisach, deklamowane podczas prywatnych spotkań po domach. Po wojnie, kiedy byłam mała, wiedziałam doskonale, że nie wolno mi do nikogo pisnąć o czym rozmawiają dorośli i jakie odgłosy wydaje radio kiedy Dziadek słucha prawdziwych wiadomości z uchem przy odbiorniku a tu słuchać świsty i bumbumbum ...bumbumbum:) . Potem były ulotki zbierane z ulicy, spotkania po domach przy słonych paluszkach, czytanie różnych opracowań i dyskusje, rozprowadzanie literatury drugiego obiegu poezji, beletrystyki i opracować socjologów, historyków, filozofów, ekonomistów. Oglądanie filmów na DVD ( "Przesłuchanie", "Robotnicy 80") i innych. Wykłady i dyskusje podczas spacerów po lesie bo tam nie zakłądali podsłuchów. Przenoszenie i przewożenie ulotek (w moim przypadku pod materacykiem mojego synka w wózku...) i spacery po ulicy podczas "Dziennika telewizyjnego".... To wszystko już było. Jesteśmy zaprawieni w bojach . Niech nam likwidują wolne media. Jakoś będziemy sobie radzili dalej tak jak radziliśmy sobie przedtem. Żaden gnój nas nie zniewoli! Może nas zamknąć,może zamknąć redakcje gazet, wolne stacje telewizyjne i radiowe, wydawnictwa, ale nie zamknie naszych myśli ! Nigdy! Hикада! Never ! Nikada!

sobota, 27 października 2018

MISTRZUNIO


Tekst Urszuli Wilmy (Blog "Listy Goplany" ) opublikowany 24 października 2018 r,  umieszczam za zgodą autorki. 

Wczoraj pisałam WAM, jak bardzo jestem dumna z Polaków po wyborach samorządowych i jak wiele znalazłam nadziei w tym, co się w niedziele wydarzyło. Ale, jak wiecie, duma narodowa normalnych Polaków nie może wytrzymać 24 godzin. Mój nastrój też prysnął bardzo szybko. Nie, nie dlatego, że PIS zdobył sporo mandatów we wschodniej Polsce, że w tak zwanych sejmikach jest partią wyraźnie zwycięską, poprawiającą swój wynik sprzed 4 lat. Mam na tyle realnego spojrzenia, by nawet nie winić tych ludzi, którzy na PIS zagłosowali, składać takie rezultaty na kark ich głupoty. Musimy niestety pogodzić się z myślą, że w wielu regionach Polski dociera tylko publiczna telewizja, a nawet jeśli kogoś stać na satelitę lub ma inne programy z telewizji naziemnej, to zła fama wobec wolnych mediów jest tak wielka, że ze strachu ich nie oglądają. Do tego jeszcze dochodzi aspekt patriotyczny, kiedy się ludiom wmawia, że wszystkie wolne media należą do Niemców i bardziej chcą zaszkodzić Polsce, niż dla niej pracować. No i oczywiście swoją cegiełkę dokłada kościół, który widzi w prywatnych stacjach dominację jakiś wyimaginowanych sił nieczystych. Mówię o tym od trzech lat, że jest nam potrzebna praca u podstaw, że musimy uczyć ludzi sprawdzania informacji, a wiadomości usłyszanej tylko z jednego źródła uznawania za niewiarygodną. Niestety bardzo sobie ten problem lekceważymy i uważamy, że na wschodzie, to ludzie są głupi, bo głosują na PIS. A tak naprawdę oni są odcięci od rzetelnej informacji, co nie daje im żadnego wyboru. To, co mówi telewizja Kurskiego, jest święte, kłamstwa premiera nie mają żadnej alternatywy, a jedynym innym źródłem informacji jest medium z ryjem z Torunia. Najważniejsze, co musimy zrobić dla Polski, to obronić wolne media, rozszerzyć ich dostępność i uwolnić ludzi od strachu przed wiedzą, bo wiedza to najsilniejsza broń.
Tak oto nie zdziwiły mnie te zwycięstwa PISu. Spodziewałam się ich. Nie zrobiły na mnie większego wrażenia i nie zepsuły mi humoru powyborczego. Ale moja odporność kończy się tam, gdzie do gry wchodzi Andrzej Duda. Ten facet potrafi mnie ciągle tak zszokować, że zawsze szukam potwierdzenia, iż zdjęcia i filmy z jego udziałem, są tylko zmanipulowanymi, złośliwymi face newsami. Niestety, zazwyczaj kiedy pogrzebię głębiej, informacje o kolejnym odlocie tego politycznego buraka okazują się prawdą. Długo nie mogłam dojść do siebie po słynnym zdjęciu w gabinecie owalnym Białego Domu i po odtańczonym flamenco na ulicy przez tak zwaną pierwsza damę. Ale z każdym dniem mam wrażenie, że temu idiocie powinno się paszport spalić i zakazać jeżdżenia po świecie. Minęły 3 lata. W ciągu takiego samego czasu, zwykły elektryk ze stoczni Lech Wałęsa, nauczył się względnie prawidłowo wypowiadać, z godnością nosić garnitur i zachowywać się z dyplomatyczną powagą. A ten, kurwa doktor prawa, wykładowca akademicki, były europoseł, tylko w ciągu tych 3 lat jeszcze bardziej zburaczał. Widać, że go nie stać już na wizażystę i na trenera osobistego, bo od dawna przestał panować nad głupimi minami i nieskoordynowanymi gestami. Ale żeby się chociaż nie odzywał!, to jakoś byśmy dociągnęli do końca kadencji. Ale on nie! Musi się szwendać po świecie i musi się wyrywać ze swoją zaściankową inteligencją. A my sobie spokojnie siedzimy w domu przed telewizorem, często jemy kolację lub spóźniony obiad i o mało się nie udławimy zupą, słysząc te wyprodukowane przez jego ptasi móżdżek rewelacje , bo bezpieczny poziom wstydu za tego człowieka, już dawno przekroczył wszystkie normy. Newsy w telewizji i gazetach głoszą, że Andrzej Duda atakował Unie Europejską i Niemcy. Ja jednak drążyła bym nieco głębiej w temacie. Po pierwsze, jeśli się jedzie do czyjegoś domy, to się nie obraża publicznie gospodarza. Oczywiście, w cztery oczy, w zamkniętym pokoju, to sobie panowie mogą pogadać bardzo dobitnie i o wszystkim. Ale publicznie należy okazać szacunek gospodarzowi i każdy człowiek dobrze wychowany o tym wie, nie będąc ani dyplomatą, ani prezydentem. Nie chodzi mi tu wcale o temat gazociągu, który jest może słusznie kwestią sporną między Polską a Niemcami. Raczej mam na myśli, ten tekst na temat wolnych mediów, który był po prostu nie do przyjęcia i doskonale wiemy, do czego Andrzej Duda pił w tym momencie. Ja bym mu odebrała komputer i nie pozwoliła czytać tych wszystkich propagandowych bzdur na portalach społecznościowych. Bo potem w swojej działalności nie sugeruje się obiektywną prawdę, tylko sensacjami żerującymi na ludzkiej głupocie. Oczywiście można się zastanawiać, dlaczego niemieckie media nie poinformowały od razu o słynnych atakach seksualnych w noc sylwestrową. Może po prostu nie chciały wywołać zamieszek, które miały by dużo gorsze skutki. Może najpierw, zanim zaczną rzucać oskarżenia, chciały się upewnić, że tych ataków dokonali muzułmanie. Ale skoro w końcu ta wiadomość dotarła i do nas, to znaczy, że ktoś ją w końcu ujawnił i nikt problemu nie zamiótł pod dywan. Porównywanie niemieckich mediów do PISowskiego radia, to bardzo gruba przesada. Andrzej Duda zawsze wszystkim tłumaczy różne problemy jak głupkom, , jak pasterz krowie na rowie. Używa do tego niezwykle nietrafionych argumentów. Chcąc osobiście dopiec Niemcom stwierdził, że gdyby w Polsce ktoś zgwałcił kobietę, to polskie radio na pewno by o tym opowiedziały ze szczegółami. No cóż, to wszystko zależy kto i kogo... I w tym momencie Andrzej Duda znowu mija się z prawdą. Niech mi pan zwany niesłusznie prezydentem poda takie przykłady, kiedy telewizja publiczna lub podległe władzy media, informowały opinię publiczną od razu i ze szczegółami o gwałtach popełnianych przez księży i o szerokiej fali pedofilii zalewającej polskie parafie! No, gdyby w Polsce muzułmanin kogoś zgwałcił, wtedy owszem, nawijali byście makaron ze dwa lata.
Ale naprawdę przeraził mnie dopiero temat żarówki...
Nie wiem skąd się panu Dudzie wziął ten pomysł, by brak starych, nie eko, żarówek uznać za dowód braku demokracji w Unii Europejskiej. Bo co najwyżej może to być ograniczenie samowoli, co musi regulować Unia. Ale wiecie co jest najbardziej przerażające? Ten prawie 50 letni człowiek, wykształcony i wychowany na tej planecie w centrum Europy, naprawdę kurwa nie wie, dlaczego należy oszczędzać energię. On naprawdę myśli, że te wszystkie przepisy dotyczące żarówek energooszczędnych, opakowań jednorazowych, reklamówek, itd., to Unia wymyśla tylko po to, by Polakowi utrudniać życie. Może tak myśleć jakiś nieświadomy chłopek-roztropek z zahukanej wioski, ale żeby prezydent...
Idąc tym tropem, to może za chwile sprzeciwimy się segregowaniu śmieci, ba, nawet zacznijmy je wywozić do lasu! Niech nam głupia Unia nie mówi, co mamy robić. Wymontujemy z samochodów tłumiki i katalizatory, wylewajmy spalony olej do rzeki, a stare baterie zakopujmy w ogródku, by pietruszka lepiej rosłą. On naprawdę tego nie rozumie, że większość chorób cywilizacyjnych, alergii, na które cierpimy, nowotwory, na które umieramy, jest wynikiem degradacji środowiska, że jeśli natychmiast nie zaczniemy o nie dbać, to ludzkość wyginie. Za chwile usłyszymy, że w ogóle smogu w Polsce nie ma i jest on tylko wymysłem sprzedawców ekologicznych pieców, najpewniej niemieckich. I do tego wszystkiego, tej biednej żarówce, Andrzej Duda przypisuje winę za Brexit. Czy do tego pałacu prezydenckiego i jego zakutego łba naprawdę nie docierają żadne wiadomości? Czy nie zauważył, że Brexit jest pokłosiem antyimigracyjnej i antyunijnej propagandy prawicowych oszołomów podobnym dzisiejszym politykom obozu władzy, który Andrzej Duda reprezentuje? A jeśli już o Brexicie mowa, który zdaje się być wymarzonym drogowskazem pana Dudy, to może zechciał by uaktualnić swoje informacje i zobaczyć, że dziś Brytyjczycy prawie na kolanach błagają swój rząd, by z Unii nie wychodził. Może lepiej Andrzej Duda, zamiast snuć domysły na temat żarówek, zastanowi się nad powodem zmiany zdania na temat Brexitu przed brytyjskich obywateli...
Jak można być prezydentem i tak pierdolić, co ślina na język przyniesie? Jak można być prezydentem i nie myśleć? Jak można być tępym ignorantem, który jeździ po świecie i nas reprezentuje? Ludzie, kogo wybraliście na prezydenta? Naprawdę nie było w Polsce mniejszego idioty?
PS. Wiecie, że jeśli dziś wpiszecie w google słowo żarówka, to na pierwszym miejscu wyskakuje zdjęcie Andrzeja Dudy?

środa, 24 października 2018

SMAKI I ABSMAKI WSPÓŁCZESNEJ KUCHNI POLSKIEJ




Zacznę od komunału. Każdy kraj ma specjalności swojej kuchni. Między innymi, poza historią, językiem, położeniem geograficznym, tradycją i obyczajami. To także różni kraje świata. Potrawy kuchni polskiej, tak jak specjały każdej innej kuchni, jednym smakują innym nie. Kwestia wyczucia, tradycji i nawyków jedzeniowych.
Polska kuchnia szczyciła się bigosem, schabowym, barszczem, pieczonymi mięsami, dziczyzną i ptactwem. Niestety od jakiś pięciu lat kuchnia polska wyraźnie się popsuła i to w znacznym stopniu.
Zawsze lubiłam kaczkę z jabłkami albo kaczkę luzowaną w pomarańczach. Niestety tak jak niedźwiedź litewski co mięs nieświeżych nie je, mimo, że kaczą pierś jadałam, szczególnie na obiady świąteczne to teraz jej nie tykam w obawie, że zarażę się jakiś wirusem "kolanowym" a lubię dużo chodzić piechotą więc miałabym problem. . Już na samą myśl o kaczce obrzydzenie mnie bierze i czuję wyraźny absmak.
Buraki, jedno z ulubionych przeze mnie warzyw. Nie ma to jak barszcz czerwony. Przepis: starte na tarce, albo drobno pokrajane buraki zalewamy wrzątkiem i od zagotowania gotujemy tylko 15 minut! Doprawiamy kwaskiem cytrynowym albo sokiem z cytryny, solą, cukrem. Niestety spotykane przeze mnie ostatnio buraki choć czerwone na obliczu nie nadają się na nic: ani na barszcz ani na ćwikłę. Za to świetnie potrafią się pchać na wszystkie intratne stanowiska, chociaż nie posiadają często ani odpowiedniego wykształcenia ani wychowania. Gdyby przynajmniej miały jaką taką ogładę ...
Przejdźmy do deserów. Bardzo lubię szarlotkę z kruszonką, z bezą, z bitą śmietaną albo na ciepło z lodami. Ostatnio podsuwa się nam na szarlotkę zamiast jabłek pierwszej jakości jakieś ogryzki albo nadgniłe spady (polityczne). Czy chcemy z nich upiec szarlotkę i wysłać w prezencie do Parlamentu Europejskiego od Polski wdzięcznej a fundusze unijne ? Myślę, że europejscy parlamentarzyści będą po takiej szarlotce mieli absmak taki sam jak ja po kaczce.
Zalecam należyte zachowanie ostrożności bo zechcą zwrotu z odsetkami, a nam zatrzasną przed nosem żelazną kurtynę i sami będziemy jeść swoją kaczkę w buraczkach